sobota, 29 marca 2014

Estetyka mówienia

Wiosna zastała Was, mam nadzieję, w pozytywnych nastrojach. Wszystko dookoła budzi się do życia, ludzie zaglądają sobie głęboko w oczy i szepczą czułe słówka... Aby Wasza połówka nie miała problemu ze zrozumieniem miłosnych wyznań, dziś usprawnimy nasze aparaty artykulacyjne.



Dość długa przerwa nastała na moim blogu w kwestii ćwiczeń logopedycznych. Mam nadzieję, że Ty jednak dzielnie ćwiczyłeś buzię, posiłkując się wiedzą zdobytą tutaj wcześniej, hm? :) Dobra, wiem, że niekoniecznie było Wam po drodze, zawsze jest coś ciekawszego do roboty, ot, choćby gapienie się na ścianę. Tym bardziej warto się rozruszać, skoro już zacząłeś czytać tę notkę.
Moje ulubione ćwiczenie na usprawnienie języka to recytacja wiersza z marchewką. Do tego ćwiczenia przygotujcie kawałek marchewki (taki ok. 3-4 cm) lub korek z butelki po winie. Ponadto przygotujcie sobie jakiś dłuższy wiersz, fragment prozy, co tam chcecie. Najwygodniej będzie znać go na pamięć. I zaczynamy. Siadamy wygodnie przed lustrem. Marchew lub korek przygryzamy zębami i jak najwyraźniej recytujemy utwór. Musicie mocno pracować językiem i policzkami. Po recytacji ulubionego wiersza zróbcie sobie chwilę przerwy i zacznijcie recytować łamańce językowe. Jak najwyraźniej! Będzie ciężko, w końcu ćwiczymy mięsień! 
Kilka przykładów:
1) W gąszczu szczawiu we Wrzeszczu
klaszczą kleszcze na deszczu,
szepcze szczygieł w szczelinie,
szczeka szczeniak w Szczuczynie,
piszczy pszczoła pod Pszczyną
świszcze świerszcz pod leszczyną,
a trzy pliszki i liszka taszczą płaszcze w Szypliszkach.
2) Mała muszka spod Łopuszki
chciała mieć różowe nóżki.
Różdżką nóżki czarowała,
lecz wciąż nóżki czarne miała.
-Po cóż czary, moja muszko?
Ruszże móżdżkiem, a nie różdżką.
Wyrzuć wreszcie różdżkę wróżki
i unurzaj w różu nóżki!
3) Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie,
strząsa skrzydła z dżdżu.
I trzmiel w puszczy tuż przy Pszczynie
straszny wszczyna szum.
Mąż gżegżółki w chaszczach trzeszczy,
w krzakach drzemie kszyk,
a w Trzemiesznie straszy jeszcze
wytrzeszcz oczu strzyg.

Rozciąganie artykulatorów połączcie też z ćwiczeniami z wcześniejszych postów. Po prostu wejdź w zakładkę "logopedia", tam znajdziesz dodatkowe ćwiczenia. Nie zaniedbuj treningów. Poprawna wymowa zwraca uwagę przyszłych pracodawców, klientów, może być także niezłym afrodyzjakiem! ;)
Powodzenia i do zobaczenia wkrótce!

sobota, 22 marca 2014

Sympatyczny przestępca

Niedługo wytrzymałam bez literackiej notki. Dziś o mało znanej powieści kryminalnej.


- To straszne! - krzyknąłem. - Siedzieć przy kolacji z obcym człowiekiem ze świadomością, że w sąsiednim pokoju przyjaciel okrada go. 
-Dwa tysiące na głowę - zauważył Raffles spokojnie.
-Ja oddam moją część na biednych.
-Gdzie tam, Bunny, znam cię lepiej niż ty sam siebie. 
Jeśli jesteście, podobnie jak ja, fanami kryminałów, z pewnością zapoznaliście się z jedną z najpopularniejszych sag - opowieściami o Sherlocku Holmesie. Ten detektyw szturmem podbił serca czytelników. Do tego stopnia, że nawet po jego literackiej śmierci, pogrążeni w żałobie fani wymusili na Conan Doyle'u zmartwychwstanie, jak też się stało. Tak nawiasem mówiąc, jeśli poszukujecie dobrej ekranizacji, szczerze polecam także serial telewizyjny, gdzie główną rolę odegrał znakomity, fantastyczny i w ogóle najlepszy Jeremy Brett. 
Sherlock Holmes stał się niewątpliwie jedną z klasycznych postaci kryminału. Jednak udało mi się dotrzeć do książki, której autorem jest angielski pisarz Ernest William Hornung, szwagier Conan Doyle'a. Stworzył on postać Rafflesa, który zajął miejsce u boku Holmesa jako klasyczna postać wczesnego kryminału. Raffles to postać niezwykle barwna i trudna do zdefiniowania. Hornung uczynił go włamywaczem-dżentelmenem. Pomimo swoich występków, czynów potępianych społeczne, wzbudza silną sympatię czytelnika. Szczególnie w odniesieniu do czasów, kiedy Raffles pojawił się w księgarniach, uczynienie bohaterem nie policjanta, lecz przestępcy, stanowił pewien szok. Dziś, być może, nie jest to szczególnie zaskakujące, jednak odebrałam to jako zawadiackie mrugnięcie okiem do czytelnika, jakby Hornung przekomarzał się z czytelnikiem, oczekując na jego reakcję. Niewątpliwie książka zaskakuje, lekko trzyma w napięciu i bawi.
Raffles, podobnie jak Sherlock, ma swojego pomocnika, z perspektywy którego opowiadana jest ta historia. Zdecydowanie to Raffles jest mózgiem wszystkich akcji, jest też wyjątkowo uważnym obserwatorem i szczwanym lisem, Bunny, jego kompan, nie odgrywa szczególnej roli (jak Watson). Jednak splot wydarzeń sprawia, że obaj świetnie ze sobą współpracują.
Nie jestem pewna, czy obecnie dostaniecie tę książkę w księgarni. Szukałabym raczej w Internecie do nabycia z drugiej ręki lub antykwariatach. Ja znalazłam ją wśród starych, porzuconych książek. Jest w fatalnym stanie, rozerwana na części i smutna. Ale miałam niezmierne szczęście na nią trafić. Myślę, że warto podjąć próbę poszukiwawczą. Powodzenia!



autor: Ernest William Hornung
tytuł: Raffles
wydawnictwo: Czytelnik
wydanie: Warszawa 1983
ilość stron: 316

piątek, 21 marca 2014

Światowy Dzień Zespołu Downa

21 marca to nie tylko pierwszy dzień kalendarzowej wiosny. Jest to również Światowy Dzień Zespołu Downa.
(Wszystkie prawa zastrzeżone) 

Dziś nie będzie długo, za to treściwie. Nie mogłam przejść obojętnie obok dnia osób z dodatkowym chromosomem. Jeśli byłabym człowiekiem, który nigdy nie miał kontaktu z Z.D., pewnie zupełnie obojętnie potraktowałabym ten dzień, skupiając się na radości słonecznego pierwszego dnia wiosny. Dlatego jako misję postawiłam sobie uświadomienie moich czytelników, czym jest ten dzień i dlaczego warto uśmiechać się do ludzi z Zespołem Downa.
Wybranie 21 marca jako Światowego Dnia Z.D. nie jest przypadkowe. Wiąże się ze wspomnianym pierwszym dniem wiosny oraz patronuje narodzinom ludzi niezwykłych. Celem tego dnia jest między innymi poszerzanie świadomości społecznej ludzi na temat Z.D. oraz, a może przede wszystkim, integracja społeczności Z.D. i ludzi zdrowych. Z tej okazji na całym świecie organizowane są imprezy, które realizują postawione cele.
Tyle w kwestii formalnej. Teraz spróbuję Cię przekonać, że nie powinieneś postrzegać ludzi z Z.D. przez pryzmat ich choroby i niepełnosprawności, ale jako ludzi pełnych życia, od których możesz dostać najpiękniejszą lekcję miłości.
Miałam niespełna szesnaście lat, kiedy dowiedziałam się, że na świecie pojawił się Antek. Niespodziewanie przybył z trzecim chromosomem 21. Nie chcę opisywać, jak ciężko było zrozumieć, dlaczego, jak ciężko było się pogodzić. Do tego potrzeba czasu. Antek rósł, a ja przełamałam barierę strachu. Do tej pory bałam się go, bo był taki kruchy, mały i obolały, że bałam się, że zrobię mu jeszcze większą krzywdę. Ale po operacji serca, Antek zaczął przybierać na sile, a ja nie mogłam nacieszyć się jego towarzystwem. W zamian za mój czas i uwagę, odpłacił mi najpiękniej jak umiał: bezgraniczną miłością. Kiedy mnie widzi, nie posiada się z radości. Jestem najlepszym prezentem, jaki mogę mu zrobić. Ja. Sprawia, że czuję się niezbędna. A czyż nie każdy z nas chce być potrzebny? Więc, jeśli masz wokół siebie zespolaków, wkrocz pewnie w tę aurę ich dobroci, którą roztaczają wokół siebie. Nie bój się. Obiecuję, że to będzie najpiękniejsze uczucie, niezapomniane doświadczenie. Zrób to dla siebie!
(Wszystkie prawa zastrzeżone)

poniedziałek, 3 lutego 2014

Odrzuć poetyckie konwenanse

Bunt, cynizm i prostota. Tego wszystkiego można oczekiwać po poezji Andrzeja Bursy, o którym dzisiaj słów kilka.

(last.fm)

Pantofelek

Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.


Szczerze mówiąc nie przepadam za poezją. Żałuję, bo to pewnie wynik przeżyć szkolnych, kiedy pierwszy kontakt z poezją był tak płaski, że opierał się na znienawidzonym przeze mnie pytaniu "Co autor miał na myśli". Rodzi się we mnie ogromny gniew, kiedy nauczyciele maltretują podopiecznych wmawiając im, że "niebieska zasłonka, w którą wpatruje się podmiot liryczny symbolizuję głęboką depresję bohatera". Na studiach trochę lepiej, bo chociaż trzeba się pocić nad analizą jednego wiersza (wybranego przez wykładowcę, a jakże) i pisać o nim przez dziesięć stron A4, to jednak cała zabawa w poszukiwacza materiałów i nabyta przy tym wiedza jest satysfakcjonująca.
Ale szczególnie nie cierpię, kiedy społeczeństwo wmusza mi obowiązek uwielbiania jakiegoś poety, bo jest znany, uznany i ogólnie lubiany. Jestem osaczona, bo każda wzmianka na temat tego, że nie przepadam za tym poetą (co nie znaczy, że nie szanuję jego dorobku!), jest odbierany jako atak na polskość i w ogóle jak ja tak mogę. Więc siedzę z buzią na kłódkę. A mam ochotę niecenzuralnie wykrzyczeć: "pozwólcie, drodzy Państwo, że sama zdecyduję, kto będzie moim ulubieńcem". Chcę go sama znaleźć. 

Poetą odszukanym przeze mnie i ukochanym jest właśnie Andrzej Bursa. 
Może dlatego, że "żołnierz wyklęty".
Może dlatego, że z Krakowa.
Może dlatego, że zmarł młodo, a wokół jego śmierci urósł mit samobójstwa (prawdziwą przyczyną śmierci była wrodzona wada aorty).
Może dlatego, że czuję niedosyt, bo tworzył zaledwie trzy lata. Potem rozdzieliła nas jego śmierć.
Ale na pewno zakochałam się w jego autentycznych, prostych wierszach. Nie wypada go cytować publicznie, jak Szymborskiej. Jego poezja nie nadaje się na salony, jak poezja Miłosza. Ale właśnie to powoduje przyciąganie. To, że jego poezja jest niegrzeczna. Jest jak zakazany owoc. Jest niepoprawna politycznie, buntownicza.
Takich poetów znajdzie się jedynie garstka, dlatego fajnie o nich pamiętać.
Kilka moich ulubionych przykładów i basta. Poszukujcie sami, jeśli Was zachęciłam.

Poeta

Poeta cierpi za miliony
od 10 do 13.20
o 11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
zapina rozporek
Wraca chrząka
i apiat
cierpi za miliony

Miłość

Tylko rób tak żeby nie było dziecka
tylko rób tak żeby nie było dziecka
To nieistnijące niemowlę
jest oczkiem w głowie naszej miłości
kupujemy mu wyprawki w aptekach
i w sklepikach z tytoniem
tudzież pocztówki z perspektywą na góry i jeziora
w ogóle dbamy o niego bardziej niż jakby istniało
ale mimo to
            ...aaa
                płacze nam ciągle i histeryzuje
wtedy trzeba mu opowiedzieć historyjkę
o precyzyjnych szczypcach
których dotknięcie nic nie boli
i nie zostawia śladu
wtedy się uspokaja
nie na długo
            niestety.


Przydatne linki:

wtorek, 21 stycznia 2014

Electro swingowy Klischée

Witajcie! Dzisiaj nieskomplikowany przepis na udany dzień. Szczypta dobrej muzyki i dzień od razu nabiera kolorów.

Muszę Wam coś wyznać. Już od jakiegoś czasu obserwuję u siebie objawy ciężkiego uzależnienia od electro swingu. Wszystko zaczęło się od Parova Stelara, o którym wspominałam już wcześniej, dokładnie TU. Następnie głód dobrych brzmień pchał mnie na poszukiwania wpadających w ucho melodii. Zauważyłam przy tym, że nie łatwo mi dogodzić. Ale Klischée, o którym dziś mowa, spełnia dokładnie wszystkie moje oczekiwania.


Oczywiście, jak to zwykle bywa, wpadłam na nich przypadkiem. Pierwsza usłyszana piosenka wprawiła mnie w całkowity zachwyt i wpadłam w muzyczny ciąg. Kiedy wreszcie wyswobodziłam się z zapętlonego słuchania Sometimes, zaczęłam odkrywać inne nagrania.




O nich samych nie wiem zbyt wiele. Jest ich pięciu. Klischée to w sumie świeżynka na scenie muzycznej, pojawili się w 2011 roku w sąsiednich Niemczech. Swing na świetnym poziomie w Niemczech to chyba niemały wyczyn. Większy rozgłos zyskali po singlu Tin Tin. Aktualnie pracują nad LP, planowane pojawienie się albumu na rynku jest datowane już na przyszły miesiąc, a dokładnie na romantyczny dzień Walentynek. Ponadto koncertują po Europie i w ogóle mają się świetnie. Tym bardziej dziwi wyjątkowo małe grono odbiorców: na facebooku zaledwie 2587 fanów i podobna liczba wyświetleń nowości na youtube. Jest to wyjątkowo ciasne grono odbiorców, w którym czuję się bardzo przytulnie i hipstersko. :) Jak sami mówią o sobie, nie wiedzą, gdzie ich powiedzie ścieżka electro swingowa. Wiem jedno: jeśli będą się trzymać tej drogi, którą idą, mają we mnie wiernego fana.
Zaledwie kilka dni temu, bo 17.01.2014, wypuścili w świat kolejny singiel, Tiquette. Czekałam niecierpliwie, ale naprawdę było warto, nie zawiodłam się. I Wy cieszcie swoje uszy! Zostawiam Was zatem w doborowym towarzystwie. Na dole jak zwykle kilka przydatnych miejsc w Internecie. Trzymajcie się ciepło!

Kilka przydatnych linków:

sobota, 18 stycznia 2014

Poezja +18

Cześć i czołem! Co prawda wywiało mnie na jakiś czas, ale oto wróciłam. Z nową energią i kubkiem herbaty eksploruję rzeczywistość, a kilka najciekawszych spostrzeżeń umieszczam w moim skrawku Internetu. Dzisiaj porozważamy nieco poezję dla dorosłych.

(culture.pl)


Podobno przeciętny człowiek myśli o seksie... bardzo często. O ile zgadzamy się, że statystyczny Kowalski nie istnieje, o tyle musimy przyznać, że seksualność jest integralną częścią społeczeństwa. Jest to jednocześnie bardzo intymna sfera, która, kiedy o niej słyszymy, często gorszy nas, wprowadza w zakłopotanie, a jednocześnie pociąga. Dobrze, że w historii literatury byli tacy, którzy chcieli czytelnika gorszyć, śmieszyć i prowokować.
Ktoś, kto zainteresuje się poezją obsceniczną, w pierwszej kolejności spotyka się ze znakomitym Aleksandrem Fredrą. To właśnie od niego zaczęła się moja fascynacja wulgarną sztuką poetycką. Chyba każdy z Was słyszał o XIII księdze Pana Tadeusza, którego domniemanym autorem jest rzeczony hrabia. W szkole pocztą pantoflową ten tekst przechodził z rąk do rąk, a każdy, kto czytał te pretensjonalne treści, pąsowiał. No i w ogóle kto to widział, żeby tak bezcześcić epopeję narodową! I właśnie ten konflikt pomiędzy moralnością a pożądaniem zakazanego owocu smakuje najlepiej. Kto nie zna, konspiracyjnie zachęcam do zapoznania się. Fredro na tym jednak nie poprzestał. Jest autorem "Baśni o trzech braciach i królewnie", utrzymany w konwencji starych baśni ośmiozgłoskowiec o porażającej wulgarnością treści. To zderzenie potencjalnie czystej i nieskalanej sztuki pisarskiej z treścią jest imponujące, dowcipne i kontrowersyjne. I chwała Ci za to, panie Fredro!

A co z moralnością? Seks w wyrafinowanej sztuce? Czy w ogóle wypada tego słuchać? Te właśnie kwestie odchodzą na bok. Zaczęliśmy ostro, zawstydzonych lub zgorszonych przepraszam i obiecuję, że w dalszej części wpisu będzie już mniej szokująco. Cóż, żaden ze znanych mi twórców nie szokował jak Fredro. Teraz czas na lżejszy wiersz, stworzony przez Michała Bobrowskiego, którego teksty aktualnie przedstawia w swoich występach bardzo elegancki kabaret obsceniczny Świntuszki. Od czasu ich napisania, teksty leżały zapomniane i zawstydzone w szufladzie, aż do 2009 roku, kiedy autor postanowił pokazać je swoim przyjaciołom, Magdzie i Sławkowi. Duet ten wpadł na pomysł pokazania tych dzieł szerszej publiczności pomimo tego, że dotąd nikt nie tworzył kabaretu opartego wyłącznie o teksty obsceniczne. Kiedyś musiał nadejść ten pierwszy raz i za to ukłony dla aktorów. Oto jeden z tekstów:

Ptaszki Grażki
Była sobie pewna Grażka,
co koniecznie chciała ptaszka.
Bowiem rozmaite ptaszki
były ważne w życiu Grażki.
Uwielbiała, jak się zdaje,
wszystko, co siedzi na jajach.
Kury, kaczki i perliczki,
jednym słowem - ptaszki wszystkie.
Gdy jej zdradził ktoś z kolegów,
że z nich każdy ma swojego.
Zanudzała mamę Grażka:
"Mamo, ja też chcę mieć ptaszka!"
i stroiła głupie minki.
"Grażko, ptaszek u dziewczynki?!"
- rzekła mama oburzona
i dodała: "wkluczone!"
Wbrew zakazom mamy, Grażka,
kiedy raz spotkała Staszka,
poprosiła go:
"Kolego, proszę, pokaż mi swojego"
Gdy się zgodził, Grażka woła:
"Pewnie Stasio ma dzięcioła!
Albo dudka z piórkiem w czubie;
zresztą, wszystkie ptaszki lubię."
Staszek Grażkę wziął na chatę,
w oknach był zawiesił szmatę,
by przypadkiem jakiś gnojek
nie zaglądał do pokoju
i pokazał Grażce Staszek
jak wygląda jego ptaszek.
A ta, wbrew zakazom matki,
Staszka ptaszka buch! do klatki.

I jak wrażenia? Miłe, prawda? Oparte raczej na domysłach, niż na stricte wulgarnym języku, czyli nie ma obawy, kiedy dziecko przypadkiem usłyszałoby ten tekst, ponieważ nie ma jeszcze na tyle rozwiniętej kompetencji komunikacyjnej, aby zrozumieć kontekst tych słów. To my, dorośli, mamy spaczone umysły... :)

I jeszcze na koniec kilka krótkich, głównie dwuwersowych fraszek tego samego autora. Wybrałam sześć najlepszych, kolejność przedstawienia zupełnie przypadkowa. Miłego czytania.
Oczywiście na samym dole jak zwykle kilka szybkich, przydatnych linków związanych z tematem dzisiejszego wpisu. Do szybkiego zobaczenia!

1) "Autostradowe stosunki międzynarodowe"
Całą dobę się tyra:
od tira, kurwa, do tira.

2) "Kandydatka"
Temu dała na łóżeczku,
temu dała przy biureczku,
temu w toalecie dała
i nareszcie się dostała.

3) "Przemyślenia damy"
Lepiej z wibratorem w domu,
niż dać dupy byle komu.

4) "Baca"
Zażył wiagrę za poradą
i wydupcył owiec stado.

5) "Recenzent"
Gdy nie dała mu co trzeba,
choć w recenzji ją... skrytykował.

6) "Uznanie młodego, współczesnego widza"
Taką, kurwa, zagrał rolę,
że ja pierdolę.

Małe stadko przydatnych linków
1. Strona eleganckiego obscenicznego kabaretu Świntuszki
2. XIII księga "Pana Tadeusza", czyta Daniel Olbrychski
3. "Chwasty polskie" czyli erotyka (tylko dla dorosłych!), playlista
4. Fredro dla dorosłych mężów i żon, spektakl w teatrze 6. piętro